Wniebowzięcie NMP i cud nad Wisłą czyli sierpniowe żniwo wielkie
W połowie tego pełno-letniego miesiąca, który imię bierze od – zapuszczonych już w złociste łany falującego plonu – praojcowskich sierpów, spośród godnych dotknięcia tematów wyłania się istne „zboże”, w którym z jednej strony znajdziemy dogmat i ludową tradycję, a z drugiej wiekopomny cud i święto polskiego żołnierza.
Pierwsza wniebowzięta chrześcijanka
15. sierpnia przypada uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Wspominamy wtedy wejście Bożej Matki z ciałem i duszą do wiecznej chwały. Kościół żywił o tym przeświadczenie od swoich prapoczątków. „Wisienkę na torcie” położył nam jednak dopiero papież Pius XII w 1950 roku, ogłaszając to z mocą dogmatu w konstytucji apostolskiej „Munificentissimus Deus”, która potrafi urzec przepięknym – lirycznym wręcz – językiem. Nie rozstrzyga ów młodziutki dogmat odwiecznego sporu teologów, jak – w medycznym sensie – Maryja zakończyła swą ziemską przygodę, pozostawiając ich podzielonych na dwa chóry – mortalistów i immortalistów – śpiewające w kontrapunkcie swoje „umarła”/„nie umarła”…
Trzeba nam – tak przy okazji – pamiętać, że nie jesteśmy w Chrystusowym Kościele sami, gdyż podobnie nam wierzą i świętują wschodni bracia. Oni wszakże nie dogmatyzują nauki o tym wydarzeniu, choć precyzyjnie mówią (w dosłownej jakby kalce z Syna Maryi!) o Jej skonaniu, pogrzebie, zmartwychwstaniu trzeciego dnia i wniebowstąpieniu(!). Zastrzegają wszakże, łagodząc grań własnego mortalizmu, iż żaden wierny chrześcijanin nie umiera lecz jedynie udaje się na spoczynek – zasypia – stąd święto swoje nazywają Uśpieniem, Odpocznieniem, Przejściem czy Zaśnięciem. To ostatnie określenie jest nota bene często stosowane również u nas.
„Matka Boska Zielna”
Odsłaniamy w tym dniu jedną z najczulej przechowywanych w sercu polskiego ludu wiernego kartkę, pośród licznych świąt maryjnych kalendarza liturgicznego. Przypadająca w porze żniw, dożynek i obfitości data, czyni odruchowo z Niebieskiej Pani gospodynię-szafarkę oraz patronkę urodzajnej ziemi-żywicielki z jej bujną i płodną roślinnością. U stóp Bogarodzicy ląduje przy tej okazji – wdzięcznie poświęcane Dawcy Każdego Dobra – bogactwo pierwocin produktu ziemi oraz pracy ludzkich rąk – zbóż, owoców, ziół i kwiatów. Towarzyszy temu parada odziedziczonej po przodkach kultury tradycyjnej wszędzie, gdzie ta nie spoczęła jeszcze na cmentarzyskach skansenów i jest wciąż żywo kultywowana. Przykładem takiego miejsca niech będzie choćby podhalański Ludźmierz opodal Nowego Targu, gdzie właśnie 15. sierpnia rokrocznie podziwiać można powyższe zjawiska w cudnej wielości barw i nut Góralszczyzny, co osobiście i z serca polecam.
Parada wojaków
Pośród morza podhalańskiego folkloru podczas ludźmierskiej sumy arcybiskupiej niezmiennie frapująco brzmi fragment Liturgii słowa wyartykułowany ze skandującym akcentem jak podczas armijnej musztry. To przejaw wiernej obecności na największym odpuście u „Gaździny Podhala” reprezentacji Brygady Strzelców Podhalańskich z Rzeszowa. Orzełki z ciupagami, szarotkami i smrekową gałązką, galowe peleryny i „kłobuki”, kadry z orlim piórem, bezczelne i nieugięte spojrzenia szeregowych „podhalańczyków”, ich zawadiackie apaszki i berety noszone „na ucho” plus błysk sztychów na paradnych „strzelbach” niezawodnie uskrzydlają akcję serca lokalnej młodzi obojga płci. Wojacy świętują tu potrójnie, kumulując szacunek dla odwiecznej, ojcowskiej wiary, honor oddawany korzeniom swojej skalnej, żołnierskiej tradycji a w dodatku, w tym samym dniu przypada wszak święto wszystkich polskich żołnierzy…
„Cud nad Wisłą”
Żołnierz-rodak słusznie bowiem świętuje swój dzień w rocznicę Bitwy Warszawskiej 1920 roku. I ma co świętować. Wówczas to i tam, cudacznie wieloraka i zróżnicowana pod każdym względem armia-mozaika polskiego państwa-noworodka, postawiła tamę realnemu Antychrystowi – szarżującej barbarii bolszewickiej. Pod jednym wodzem, przeciw jednemu wrogowi, jedna armia wielu różnych ludzi, rozumiejących jaki skarb mają do stracenia – wystarczyła by uczynić cud… Nie można też nie wspomnieć genialnie aroganckiego planu manewru brawurowo wykonanego z precyzją i fantazją oraz megalomańsko-szkolnego błędu niedocenienia oponenta przez przyszłego „Czerwonego Cara”…
Niejeden wówczas i tam – a mam przekonanie, że po obu stronach frontu – uwierzył niespodzianie i ponad wszelkie wątpienie we wszechmoc oraz opatrzność Boga tudzież niezawodną opiekę i protekcję Jego Najświętszej Mateńki w posługiwaniu się nader niedoskonałymi narzędziami i wątłymi zasobami gotowymi stanąć na baczność…
Jeśli chcesz lepiej poznać Maryję, skorzystaj z kursu WPROWADZENIE DO DUCHOWOŚCI MARYJNEJ, który znajdziesz w aplikacji Droga Odważnych.
Comments