"Czy religia powinna być w szkole? Nie wiem" Wywiad z nauczycielem religii
Lekcje katechezy w szkole wzbudzają wiele emocji: tak wśród nauczycieli, jak uczniów, rodziców i hierarchów kościelnych. Jak podchodzi do nich nauczyciel religii i muzyki, a przy tym mąż, ojciec i lider Drogi Odważnych Piotr Krawczyk? Rozmawia Dariusz Dudek.
Zaproszenie przerastające możliwości
Piotrze, od jak dawna pracujesz w szkole?
W szkole pracuję od czterech lat, ale wcześniej byłem zatrudniony w młodzieżowym domu kultury, gdzie na co dzień spotykałem się z dziećmi i młodzieżą. Mam 24 godziny lekcyjne. Uczę muzyki w klasach od 1 do 7 oraz religii w klasach 7 i 8.
Jak to się stało, że zacząłeś uczyć religii?
Na początku uczyłem muzyki. Poprzednia dyrektor mojej szkoły, która była osobą zaangażowaną w Kościół, poprosiła mnie o wzięcie katechezy. Ksiądz, który dotychczas uczył starsze klasy, musiał zmniejszyć liczbę godzin dydaktycznych, z powodu innych obowiązków. Wiedząc, że z wykształcenia jestem także teologiem, zaproponowała mi te godziny. Byłem zaskoczony, gdyż nigdy nie uczyłem starszych klas, ale poczułem się posłany!
Potraktowałeś to zatem jako zaproszenie od Boga?
Tak, dokładnie tak, zwłaszcza że było to w ważnym momencie mojego życia. W tym czasie brałem udział w Akademii Przywództwa – kursie dla liderów organizowanym przez Drogę Odważnych. W tym czasie przerabialiśmy temat misji życiowej i Bożego marzenia na moje życie. Mariusz Marcinkowski i Michał Piekara (założyciele Drogi Odważnych – przyp. red.) mówili o specyficznych cechach tego marzenia. Jedną z nich jest to, że przerasta ono moje możliwości – tak właśnie było. Drugą, że ma być źródłem błogosławieństwa dla mnie i innych – to też się zgadzało, przecież przyciąganie innych do Boga to sprawa najważniejsza. Rozeznałem, że to jest właśnie Boże zaproszenie dla mnie.
Co przerastało Cię w tym zaproszeniu?
Nie czuję i nie rozumiem mentalności młodych ludzi w tym wieku. To dla mnie inny świat, w który trudno mi wejść. Choć próbowałem być na bieżąco z tym, co ich kręci, jak choćby z muzyką, nie byłem w stanie się do tego przekonać – ja preferuję Bacha lub jazz! Stwierdziłem jednak, że mimo iż nie wejdę w ich świat to mam im coś do zaoferowania: jestem z innego pokolenia, jestem starszy i mam swoje doświadczenie. Mogę ich czegoś nauczyć i dać świadectwo – kto je przyjmie, ten przyjmie! Nie mam wpływu na to, czy ktoś je odrzuci. Jest naprawdę wielu nauczycieli, ale mało wśród nas charyzmatycznych młodzieżowców. Jednak nawet wobec dużo starszych ode mnie nauczycieli uczniowie czują respekt i wiedzą, że mogą skorzystać z ich wiedzy i doświadczenia.
Trudności, niewygoda i nieco satysfakcji
Czy jesteś zadowolony ze swojej pracy, jako katecheta?
Pod koniec zeszłego roku szkolnego byłem mocno zrezygnowany. Jedna z klas, którą uczyłem była – co tu dużo mówić – ciężka, gdyż były tam dziewczyny, z którymi trudniej było mi się dogadać. Nasze drogi rozeszły się w trakcie Strajku Kobiet i już do końca nie mogliśmy się zrozumieć. Jedna z nich była zdeklarowaną ateistką. Starałem się z nimi rozmawiać na te trudne tematy, jak aborcja, ale napotykałem mur obojętności, wrogości i całkowicie innego myślenia.
Po roku od Strajku Kobiet, gdy już emocje opadły, postanowiłem wrócić do tego tematu. Znalazłem film, który w spokojny i wyważony sposób przedstawiał argumenty każdej ze stron. Jednak i wtedy doświadczyłem całkowitego zamknięcia z ich strony. Dałem wtedy spokój i zająłem się tym, na czym pracuję najczęściej: na Biblii.
A co z innymi grupami? Czy wszędzie doświadczasz wrogości i obojętności?
Na szczęście mam też inne grupy, w których są osoby wierzące lub o poglądach zbliżonych do katolickich. W tych klasach mogę rozmawiać, podyskutować i przedstawić jakiś temat, nawet jeśli pojawiają się obiekcje. To jest przestrzeń do wymiany argumentów, dyskusji i wzajemnego wysłuchania się.
Dlaczego uczniowie, którzy nie wierzą, chodzą na religię? Przecież mogą wybrać etykę albo zrezygnować z obu tych przedmiotów.
To wybór ich rodziców. A ich motywacje są różne. Jakiś czas temu jedna z uczennic na wejściu powiedziała mi, że nie wierzy w Boga, ale rodzice jej powiedzieli, że do ślubu kościelnego będzie kiedyś potrzebować bierzmowania, a tego nie dostanie, gdy nie będzie chodzić na religię. Powiedziała mi jeszcze z niejaką dumą: “Ksiądz próbował mnie nawrócić przez dwa lata, ale mu się to nie udało!”. Zapewniłem ją, że ja jej na siłę nawracać nie będę, natomiast na lekcji religii będę mówił o rzeczach ważnych dla mnie i dotyczących Boga, więc może odnieść takie wrażenie.
Rozmawiamy o dość trudnej rzeczywistości, a czy masz doświadczenie satysfakcji ze swojej pracy, jako katecheta?
Tak! Zwłaszcza w tych grupach, w których da się pogadać, mam dużo satysfakcji. Dostrzegam, że mnie słuchają, rozumieją, odpowiadają na pytania. Z jedną grupą chłopaków (moje klasy są dzielone na chłopców i dziewczyny – jedna grupa ma w-f, a druga religię) oglądaliśmy w zeszłym roku kilka odcinków serialu “The Chosen”. Planowałem pokazać im tylko dwa, ale tak się wkręcili, że musiałem puścić więcej! Na początku nowego roku od razu zapytali, kiedy będziemy oglądać “The Chosen”. Musiałem ostudzić ich zapał – czekamy na nowy sezon! Ten serial to naprawdę porządne treści i cieszę się, że im się spodobał i coś z niego zapamiętali.
Religia w szkole czy w salkach?
Co myślisz o obecności religii w szkole? Czy katecheza ma w niej jakiś sens?
Nie mam sprecyzowanego poglądu, to trudne pytanie. Ja sam chcę powoli kończyć pracę w szkole – jest to związane z rozeznawaniem mojej misji życiowej oraz psychicznym obciążeniem, które wiąże się z odrzuceniem i wrogą postawą uczniów.
Obecność religii w szkole jest trudna. Jest systemowo, jeśli nie skazana na porażkę to zapewne pełna mankamentów. Jednak dla wielu dzieci to jedyna okazja, by usłyszeli Ewangelię. Może zatem dobrze, jeśli ta katecheza wciąż jest w szkole.
Mam bardzo zróżnicowane grupy. Jeśli w klasie jest nawet jedna osoba, która jest wrogo nastawiona do wiary, do Kościoła, to inne, które są zainteresowane tym tematem, dużo przez nią tracą. Wolałbym, żeby taka osoba wypisała się z religii. Dotychczas miałem taką postawę, że nikogo nie będę wyrzucał, bo może coś “zaskoczy”. Jednak może lepiej, gdyby na te zajęcia chodzili rzeczywiście tylko przekonani do wiary. Dzieci traktują to jako jeden z przedmiotów, który trzeba zaliczyć, na który muszą uczęszczać. Od początku miałem takie podejście – może niesłuszne – że nie pytałem, nie robiłem kartkówek, a oceniałem tylko za aktywność. Starałem się przełamać to ich podejście do katechezy. Te dzieci jednak muszą mieć konkretne wymagania, jeśli nie ma tego przysłowiowego bata, to nie starają się i lekceważą sobie te zajęcia.
Czy religia powinna być w szkole? Nie wiem. Wolałbym ją widzieć przy parafii, w salkach, ale istnieje niebezpieczeństwo, że nikt by nie przyszedł.
Czy dla ludzi wierzących, którzy może nawet boją się wychylić i przyznać się do wiary, te lekcje to jakaś pomoc? Masz jakiś feedback z ich strony?
Może to dobry pomysł, by na koniec roku poprosić o taki właśnie feedback. Nie robiłem tego nigdy. Dostrzegam jednak, że gdy przerabiamy jakiś temat, lub oglądamy coś, to młodzi zaczynają pytać i znajdują odpowiedzi na nurtujące ich kwestie. Przychodzą potem do mnie, możemy porozmawiać i lepiej wyjaśnić sobie pewne kwestie.
Comments