U schyłku niepodobnego do innych roku, naznaczonego przekraczającymi nasze niedawne pojęcia ograniczeniami, oddaleniem od bliskich i zamknięciem z obawy przed koronawirusem, wkraczamy – jak co rok – w czas „mikołajkowy”. Cały ostatni wyraz piszę celowo i poprawnie minuskułą ponieważ oznacza on dla nas dzisiaj szereg popularnych, niezmiennie dobrych i pięknych zwyczajów, podbitych grubo w ten chłodny czas religijną tradycją i wzniosłą legendą.
Koniec końców – święty
Niejaki Mikołaj, którego heroiczne cnoty wyjątkowo zgodnie uznają do dziś wszyscy chrześcijanie, miał żyć w IV w. po Chrystusie w dzisiejszym Demre w Turcji będącym cieniem dawnego licyjskiego miasta Myra. W podaniach jest żarliwie wymodlonym synem wielkiego i zasobnego rodu, człowiekiem niezwykłym od momentu poczęcia, któremu przez całe życie towarzyszą cuda i miłosierdzie. Jest na wzór swojego Boga filantropem, co w jego ojczystym języku znaczy: miłośnikiem człowieka. Wiedziony ewangelicznym wezwaniem rozdaje majątek ubogim, by iść za Chrystusem do ludzi.
Początkowo chce zostać mnichem, jednak zrządzeniem losu – ot tak, wchodząc do kościoła na chwilkę modlitwy – zostaje pasterzem osieroconej diecezji. Pasie ją dobrze wiodąc przykładem własnej troski o biednych, głodnych, niesprawiedliwie skazywanych i wszystkich innych, których byt, godność i cześć są zagrożone w obliczu nagłych przygód doczesnych. Ratuje ich życia i dusze, wspomaga, oręduje u władz, obdarowuje potrzebujących, wianuje nieposażne panny strzegąc ich niewinności. Przyłapano go ponoć nawet na wskrzeszaniu umarłych. Koniec końców – został świętym…
Drugi w rankingu świętych
Kult św. Mikołaja – datowany od VI w., czyli dwieście lat po jego śmierci – wyprzedza wyraźnie możliwą do zweryfikowania faktografię, robi to jednak w sposób iście miażdżący dając mu w statystykach i rankingach udowodnionej materialnie czci oddawanej świętym, pozycję tuż za Janem Chrzcicielem a przed Apostołami Piotrem i Pawłem (sic!). Ikony św. Mikołaja Cudotwórcy są jednymi z najczęstszych i najbardziej ulubionych tak w świątyniach, jak i domach wiernych obrządków wschodnich.
Święto biskupa-dobroczyńcy obchodzono w rocznicę jego śmierci 6. grudnia. Wszędzie i zawsze akcentowano w nim dobroczynność i wzajemne obdarowywanie. Rozmaite koleje losu, zmiany geopolitycznych układów sił i przebiegu granic, poszukiwania i migracje relikwii świętego, kontrowersje i animozje poróżnionych chrześcijan, reformy kalendarza, wreszcie karkołomne ewolucje ludzkiego myślenia i poczucia wartości spowodowały, że czas maksymalnego zagęszczenia obchodów ku szeroko pojętej „czci św. Mikołaja” rozciąga się dzisiaj na cały miesiąc od dnia jego dowolnego wspomnienia w kościele powszechnym po Święto Trzech Królów i przybiera wielką rozmaitość form.
Mikołajowe migracje
Spoglądając wstecz, ujrzymy niesamowitą drogę przeobrażeń, jaką przebyły zwyczaje związane z naszym „mikołajskim” świętowaniem, którego popularność wzrosła lawinowo w osiemnastym stuleciu. Św. Mikołaj – rozpoznawany przez nas w ikonografii sakralnej po stroju biskupim z mitrą i pastorałem oraz posagową sakiewką złota w dłoni – przybywał początkowo (i poniekąd zgodnie z prawdą) z Południa w towarzystwie ciemnoskórego sługi (Czarny Piotruś!) odzianego na modłę imperium brytyjskiego. W klimacie naszej zimy wyglądało to egzotycznie toteż „przeprowadzono go” do Skandynawii, a nawet na biegun północny; ubrano go też znacznie cieplej i dano sanie zaprzężone w renifery albo uskrzydlonego rumaka.
Wychowawczy aspekt jego działalności przywoływał worek prezentów dla grzecznych dzieci oraz słynna rózga na dzieci krnąbrne (taka odmiana kija i marchewki). Czasem miał przy sobie diabełka, aniołka, elfy itd. Tradycje ludowe adaptowały go sobie i malowały każda na swój lokalnie specyficzny sposób, w mniej lub bardziej zlaicyzowanej formie.
Nagłe przypomnienie
Dzisiejszy image wyczekiwanego przez dzieci Mikołaja – zażywnego jegomościa z długą siwą brodą ustrojonego w czerwony kubrak na białym futrze ekologicznym i w zharmonizowanej stylistycznie elfowej czapeczce pochodzi z kulturowych wzorców anglosaskich XIX. w. Ostatni szlif nadał mu w zasadzie producent ciemnego napoju gazowanego pod czerwoną etykietką w swojej słynnej reklamie z 1931 r. Dalsze wariacje na temat, zależne już wyłącznie od zdrowia fantazji naśladowców, lubią w naszych czasach – a jakże?! – przekraczać rozmaite granice…
Czas „mikołajkowy” powoduje, że wielu zabieganych ludzi współczesnych przypomina sobie gwałtownie o potrzebie wzajemnego obdarowywania dobrem. Z braku wprawy w innych aspektach koncentrują się oni na tym, czego da się dotknąć, gustownie zapakować, mniej lub bardziej finezyjnie wręczyć, a wcześniej za mniejsze lub większe kwoty kupić. Wielkość podarków i ich cena bywa – a szkoda – proporcjonalna do całorocznych niedostatków okazywanej bliskim osobom atencji i obecności.
Na terapii takich deficytów wielkie krocie zgarnia komercja, która wizerunek dobrotliwego krasnoludka na sterydach, mogącego kupić upominek dla każdego, przyswoiła po mistrzowsku wkomponowując go w najbardziej nawet udziwnione „mega” promocje i wyprzedaże własnych towarów. Przecież ludzie, nawet ci zajęci cały rok samorealizacją i samospełnieniami, gonitwą, bitewką, pyskówką, demonstracją, protestacją, zaczną w końcu listopada „nawracać się” na swoją lepszą i cieplejszą wersję, złagodnieją, zreflektują, zrozumieją, przyjdą i kupią…
Do wyboru do koloru
Jak dawna tradycja „wmówiła” skutecznie wielu naszym pokoleniom, świętość, a nawet istnienie dobrego jak sam Bóg Mikołaja, biskupa z Myry, tak i my za przykładem naszych rodziców i dziadków „wmawiamy” naszym małym dzieciom istnienie tajemniczej, dobrej osoby podrzucającej im pewnej zimowej nocy drobiazgi i łakocie, które je zwyczajnie radują, a przy okazji sygnalizują im istnienie czegoś ważnego choć mniej namacalnego od samego podarku. Czy jest to św. Mikołaj, czy po prostu familiarnie – Mikołaj, czy wielkopolski Gwiazdor, małopolski Aniołek, śląska Gwiazdka, Dzieciątko/Jezusek południowych sąsiadów, rosyjski Dziad Mróz czy sam św. Bazyli Wielki; czy przynosi dobro 6-go, czy 25-go grudnia, czy w styczniu, jest tu mniej istotne.
I choć rózga, podobnie jak czarny lokaj czy szata biskupia, jest dzisiaj dla świata demodé, ciągle żywe zwyczaje „mikołajkowe” przypominają nam przynajmniej chwilowo o sprawach nader istotnych dla dobrego bycia razem. Wiara w św. Mikołaja pozostaje jedną z ważnych dziecięcych inicjacji, zaś sam święty – jak zatytułował go nasz polski papież – wciąż jest patronem daru człowieka dla człowieka.
You don`t have permission to comment here!